Wywiad z najstarszym czytelnikiem lipiańskiej biblioteki

Wywiad z najstarszym czytelnikiem lipiańskiej biblioteki

20 grudnia, 2021 Wyłączono przez Justyna Kowalczyk

         „Rozmowa o książkach, historii i błękitno-zielonym miasteczku”

 

Z wielką przyjemnością przedstawiam Państwu najstarszego czytelnika naszej biblioteki.

Pan Stanisław Demczuk (ur.1932 r.), bardzo elegancki starszy Pan, o wysokiej kulturze osobistej, lubiany przez czytelników oraz pracowników biblioteki. Z wielką pasją potrafi opowiadać o historii. Ciekawi nas jakie miejsce zajmują książki w jego życiu.

 

Marzanna Tchórz:Czy pamięta Pan pierwszą książkę w swoim życiu?

Stanisław Demczuk: – Trudno nie pamiętać. Był to podręcznik do nauki czytania i pisania – “Elementarz” M. Falskiego. Zawarłem z nim znajomość jeszcze przed rozpoczęcie nauki w drugiej klasie szkoły powszechnej. Dzięki staraniom rodziców, nauczyłem się czytać i pisać. Trudno zapomnieć!

 

Tak, ja również z sentymentem wspominam ten podręcznik. A inne książki z okresu młodości? Przyszło Panu wchodzić w życie w bardzo trudnych czasach. Czy był czas na czytanie?

Dzieciństwo moje szczęśliwe, zostało brutalnie przerwane 1 września 1939 roku, a dokładnie 13 kwietnia 1940 roku, kiedy to zostały zatrzaśnięte za nami drzwi brudnego wagonu towarowego na rampie ładunkowej, na dworcu kolejowym w Pińsku. Trzeba było szybko się przestawić i nagle wejść w świat dorosłych, świat dojrzałych. Na zesłaniu rozpoczęła się walka o przetrwanie, o wiarę i polskość. Mimo to , dzięki staraniom mojej mamy ,udało mi się ukończyć trzy klasy rosyjskiej szkoły podstawowej. Tam też nastąpił pierwszy kontakt z książką, z  literaturą  i trwa do dnia dzisiejszego. Oczywiście były to książki o tematyce wojennej w języku rosyjskim. Po szczęśliwym powrocie w 1946 roku do kraju, musiałem szybko nadrobić straty, prawie od nowa uczyłem się pisać i czytać, a o dobór literatury zadbał mój ojciec. Czytałem Sienkiewicza, Bunscha, Kraszewskiego i wiele innych ciekawych książek rozwiniętej wówczas literatury pookupacyjnej. Czytając ,budziła się duma narodowa, budziła się miłość do historii.

 

Czy ta literatura miała wpływ na Pańskie życiowe wybory?

Moim skromnym zdaniem na wybory życiowe składa się wiele różnych czynników, a więc dom rodzinny, panująca w nim atmosfera, środowisko, w którym człowiek najczęściej przebywa, doświadczenia życiowe i własne przemyślenia. Literatura jest jakby ostatnim szlifem. Pozwolę sobie powtórzyć za Papieżem Franciszkiem – ” Literatura to wyraz wzniosłości ducha „.

W moim domu rodzinnym panował głęboki patriotyzm. Mój ojczulek od 1918 roku był ochotnikiem i żołnierzem zawodowym, rozmiłowanym w służbie odrodzonej ojczyźnie. Często zabierał mnie ze sobą do koszar, gdzie z przyjemnością spędzałem czas wśród żołnierzy i wielu kolegów rówieśników. Podobało mi się wojsko, a ojciec był zadowolony i gorąco popierał moje dziecinne marzenia aby w przyszłości zostać żołnierzem zawodowym.

I tak, po wielu latach wszystkie wyżej przedstawione czynniki, a głównie literatura ( nie tylko polska) sprawiły, że dziecinne marzenia zmaterializowały się. Wybrałem drogę niełatwej służby zawodowej w wojsku, któremu oddałem prawie 37 najlepszych lat życia. Wciąż zajmowałem się historią polski i naszych sąsiadów. Historia, zwłaszcza ta dotycząca wojskowości, skłoniła mnie do podjęcia studiów historycznych, które pomyślnie ukończyłem. Czuję się spełniony.

 

Jak trafił Pan do Lipian i co skłoniło Pana do zamieszkania właśnie w tym, a nie w innym miejscu?

Po powrocie z zesłania w miesiącu czerwcu 1946 roku, zamieszkaliśmy czasowo u moich dziadków na Pomorzu, niedaleko miasta Tczewa. Tam, pod okiem mojego ojca oraz nauczycieli i szkoły ,wykonałem ogromną  pracę .W roku szkolnym 1948 / 1949 zostałem uczniem Liceum Elektrycznego w Tczewie. Rodzice moi utrzymywali żywy kontakt z zaprzyjaźnioną na zesłaniu rodziną państwa Dzikowskich, którzy osiedlili się w Lipianach. Oni to pomogli moim rodzicom podjąć słuszną decyzję przeprowadzki do Lipian. Tutaj mój ojciec otrzymał pracę w Urzędzie Skarbowym. Otrzymaliśmy niewielką pomoc PUR, i małe mieszkanko przy ul.Oświęcimskiej. Rozpoczęliśmy w ten sposób nowy etap życia, od przysłowiowego zera.  Ja kontynuowałem naukę w Tczewie. Do rodziców, do Lipian przyjeżdżałem na każde święta i wakacje. Bardzo podobało mi się to  urocze miasteczko, położone pięknie wśród pól,  lasów i jezior, miasto błękitno-zielone. Miałem też tutaj wielu przyjaciół i znajomych. To też, kiedy ukończyłem szkołę, przyjechałem do Lipian i natychmiast podjąłem pracę w Powiatowym Przedsiębiorstwie Budowlanym w Pyrzycach, a po dwóch latach w Powiatowym Zakładzie Mleczarskim w Lipianach. W listopadzie 1953 roku zostałem powołany do odbycia służby wojskowej w Darłowie.Tam ukończyłem szkołę podoficerską i przeniesiony zostałem do  Gdyni, celem dalszego pełnienia służby wojskowej. Wkrótce doczekałem się kolejnego przeniesienia- do Wrocławia do Oficerskiej  Szkoły Wojsk Inżynieryjnych. Po ukończeniu nauki zostałem skierowany do służby w Sztabie Generalnym WP w  Warszawie. Było dobrze, kariera stała otworem, jednak chciałem bliżej Lipian, bliżej rodziny i narzeczonej. Dzisiaj mojej małżonki z 64 -letnim stażem małżeńskim. Prosiłem przełożonych o przeniesienie mnie do organów liniowych, najlepiej do Stargardu. Wreszcie zostałem wysłuchany i tam właśnie przeniesiony. Mieszkania służbowego na razie nie otrzymałem, więc każdą wolną chwilę spędzałem w moich LIPIANACH i tak już pozostało i tak będzie trwać !

Pięknie opisał Pan nasze miasteczko. Szczególnie spodobało mi się określenie „błękitno-zielone”. Gratuluje też Państwu stażu małżeńskiego, mało kto może się takim poszczycić.

Dziękuję, przekażę żonie.

 

Często spotyka Pan swoją historię na kartach czytanych książek?

Czytając literaturę wspomnieniowa z okresu deportacji, bardzo często siebie spotykam w podobnych okolicznościach i podłych warunkach. Nie lubię tych spotkań.

 

Rozumiem, to nadal bolesny temat. Zapytam zatem inaczej. Lektury wypożyczane przez naszych czytelników często wywołują w nich burzę różnych emocji, od łez po głośny śmiech. Czy jest taka książka, która Pana poruszyła?

Powiem tak: do biblioteki zawsze przychodzę z góry określonym celem i jeżeli go zrealizuję, wiem, czego mogę się spodziewać. W przeciwnym wypadku, starannie poszukuje książki o podobnej tematyce, która może tylko poszerzyć moją wiedzę, przeważnie nie mylę się i nie spodziewam się większych emocji.

 

Czyli: historia tak, ale raczej na chłodno i racjonalne. A najważniejsza pozycja w Pańskiej biblioteczce to…?

W mojej domowej biblioteczce, obok podręczników i literatury historycznej, znajdują się atlasy geograficzne, słowniki oraz dwa różne egzemplarze Biblii.Pierwszy przeczytałem na głos  w towarzystwie mojej wnuczki w latach 1995-96. Kilka tygodni temu podjąłem decyzję ponownego przeczytania drugiego egzemplarza Biblii rodzinnej. Nie jest to łatwa literatura zarówno na treść i co tu dużo mówić, ze względu pogorszonego wzroku i bardzo małej czcionki. Czytam więc bardzo wolno, po kilka stron dziennie i jest moim pragnieniem przeczytać ją do końca. Obawiam się, że wkrótce będę wybierał książki nie według treści , a tylko przez wzgląd na wielkość czcionki. Najlepiej znowu wrócić do “Elementarza”, w ten sposób koło się zamknie.

 

Osiągnął Pan piękny wiek, dlatego zapytam, jak to się dzieje, że nie zatracił Pan pasji czytania, jak wielu innych seniorów? Proszę o radę dla naszych czytelników.

Pytanie jest trudne i skomplikowane.To pytanie do specjalistów psychiatrów lub psychologów. Nie czuję się kompetentny aby w tym względzie udzielać rad. Z własnego doświadczenia wiem, że każdy stary człowiek dźwiga bagaż różnych doświadczeń, tych przyjemnych , ale najbardziej  w pamięci tkwią te wszystkie doświadczenia , zaliczane do negatywnych. Zdrowie każdego dnia sprawia ogromne niespodzianki, a zwłaszcza wzrok. Ważną, moim zdaniem, jest wcześniej ukształtowana psychika, poglądy i otoczenie, w którym przebywa. Jeżeli to wszystko ktoś z ludzi starych ciągle rozważa  i  roztrząsa, popada w apatię, niechęć do podejmowania aktywności fizycznej i intelektualnej. Jadę na tym samym „wózku”, ale na razie nie mam dość. Interesuje mnie to wszystko co dzieje się wokół nas, świat, ludzie i literatura. Wrócę do historii, na krótko. Przed wyjazdem z miejsca zesłania, do mojego pamiętnika wpisała się pewna dziewczyna. Ta maksyma w tłumaczeniu na język polski brzmi: ” Do przodu zawsze idź, w tył ani kroku. Zapamiętaj to na zawsze ! I zachowaj w duszy swej odwagę ,nie padaj nigdy duchem”. Ten aforyzm stał się moim mottem życiowym od chwili zapoznania się z treścią wpisu. Kiedy jest mi źle, wydaje się  beznadziejnie, a tak teraz jest, sięgam myślą do pamiętnika i jest mi lżej, p o m a g a! Może każdy człowiek powinien mieć w pamięci jakąś maksymę, która chociaż w małym stopniu, pomoże żyć? Tego życzę wszystkim czytelnikom.

 

Dziękuję bardzo za poświęcony czas i życzę, aby Pan jak najdłużej cieszył się możliwością czytania ze względu na interesujące treści, a nie czcionkę. Rozmowa z Panem była dla mnie wielką przyjemnością.

 

Dziękuję również, pozdrawiam serdecznie i życzę udanych i zdrowych dni całej sympatycznej załodze biblioteki, z Panią Dyrektor na czele!

 

Dziękujemy.

Rozmawiała Marzanna Tchórz