“SOLO NA KONTRABASIE”
19 lutego, 2024“Solo na kontrabasie”
Był może marzec, może luty,
wiecie- gdy z nieba błoto.
W taką pogodę żadne buty
nie lubią chodzić piechotą.
W urzędzie, choć przecie sucho
(kaloryfery czy piece),
także pachniało pluchą
i przeciąg wyprawiał hece.
Jegomość w palcie poszarzałym
patrzył na napis „praca”.
Musiał widocznie być nieśmiały –
odchodził, to znowu wracał.
Rozumem widać nie grzeszył –
taki był śmieszny i stary,
a co was do reszty rozśmieszy –
kalosze miał nie do pary.
Urzędnik, nie wiem już który,
wklejona w krzesło ropucha,
powiedział: – W sprawie emerytury
numerek szósty was wysłucha,
jeśli zaś idzie o zapomogę
nic wam doprawdy pomóc nie mogę.
Ten głos rozsądku nie wystarczył,
petent się skulił, przygiął w pasie
i mówił głosem suchym, starczym:
– Panie, ja gram na kontrabasie.
To mój zawód. Taka praca.
Mogę w terenie i dla dzieci.
Ja nie chcę tutaj więcej wracać.
Ja nie mam czasu. Mnie się śpieszy,
Bywają śmieszne instrumenty –
nie każdy może być fortepianem,
ale czy za to wyklęte
na starość wszystkie zostaną?
Był może marzec, może luty,
wiecie – gdy z nieba błoto.
W taką pogodę żadne buty
nie lubią chodzić piechotą.
A stary łaził, szedł ulicą,
paletko liche, kapelusz istne bógwico,
idzie i gra na kontrabasie –
wytrzymaj tu w takim hałasie!
To nie jest żadna muzyka –
huczy, sapie, potem znika…
wiadomo – gdyby orkiestra,
lecz sam kontrabas budzi przestrach.
Wierzycie chyba na słowo –
nie ma w tym nic dziwnego –
jak żyję, nie słyszałem
czegoś tak paskudnego.
Powtarzam – gdyby orkiestra,
lecz sam kontrabas budzi przestrach.
Samotność – to bardzo podłe solo na kontrabasie.
A. Osiecka
„Wiersze prawie wszystkie”