“Wróżka Julia”
22 marca, 2022Dziś kolejna legenda, która otrzymała pierwsze miejsce w kategorii powyżej lat 20.
Janusz Włodarczyk “Szeptunka”
To był ciepły jesienny dzień. Przedostatni dzień listopada 1969 roku. Słońce godzinę temu zakończyło swą wędrówkę po niebie. Słabe światła ulicznych latarni zawieszonych na drewnianych słupach łagodziły wątpliwą urodę naruszonych zębem czasu dziewiętnastowiecznych domków, ciągnących się wzdłuż wybrukowanej kostką ulicy Szkolnej w Lipianach. Ciepły kolor światła nadawał jej swoistego uroku. Podążająca na zabawę Andrzejkową w szkole, para młodych ludzi zbliżała się do starego, piętrowego budynku z pruskiego muru. Dawna śnieżna biel tynków była już tylko wspomnieniem, przecinały ją belki konstrukcji i prostokąty okien pokrytych brązową farbą, spod której gdzieniegdzie widać było surowe drewno. Nierówny dach kryty ceglaną dachówką zwieńczony był sześcioma kominami, z których wił się siwy dym. W większości okien paliło się światło, co świadczyło o toczącym się tam życiu. Jedno okno na parterze wyróżniało się zdecydowanie od innych. Oczy przyciągał piękny, kunsztowny pająk wykonany ze słomy. Za firankami w przytłumionym świetle lampy naftowej i świec widać było, obok starych mebli duże łóżko z baldachimem. Przechodząca koło okna dziewczyna spojrzała na nie, zatrzymała się nagle i zwróciła do chłopaka:
-Olek, a zgadnij, kto tu mieszka?
-Gosik, nawet nie będę próbował.
-No zgadnij – nie ustępowała. – Spróbuj.
-Twoja ciotka Petronela, co się wścieka, co niedziela. – Rzucił dla odczepnego.
-Och ty głuptaku, ja pytam serio.
-No niby skąd mam wiedzieć, nikogo tu oprócz ciebie nie znam. Przecież jestem z Myśliborza.
-Szeptucha Julia. – Konspiracyjnym szeptem powiedziała. – Niektórzy mówią ,że to czarownica. Ale ja kiedyś spotkałam ją w sklepie. To czarująca starsza pani, chodzi o kulach. Pomogłam jej wtedy zanieść zakupy do domu. Jest dobrym duchem okolicy. Leczy ludzi ziołami i nigdy nie odmawia pomocy. Jeśli komuś powróży, to zawsze jej przepowiednia się sprawdza. Mamy jeszcze chwilę czasu. Chodź, wejdziemy, niech nam powie, co nas czeka.
-Chyba zwariowałaś.
-Jeśli mnie kochasz tak jak mówisz, to chodź, dowiemy się czy będziemy razem. No, co boisz się?
-Ok. Sama chciałaś.
Zapukali. Otworzyła im starsza pani. Spojrzała swoimi ciepłymi oczyma, uśmiechnęła się i gestem zaprosiła ich do skromnego czystego wnętrza. Na środku niedużego pokoiku stał stary stół przykryty trzema ręcznie haftowanymi obrusami z piękną lampą naftową po środku. Przy nim stały cztery sfatygowane krzesła. W rogu przy oknie stało łóżko, z niedużym, rzadko już dziś spotykanym baldachimem. Całości dopełniały mały sekretarzyk, komoda i szafa.
-Siadajcie – miała ciepły łagodny głos wzbudzający zaufanie – co was dzieci do mnie sprowadza?
-Pani Julio. Powróży nam pani. Powie, co nas czeka? Czy będziemy razem i czy będziemy szczęśliwi?
-Dobrze, ale najpierw może napijecie się herbatki.
-Dziękujemy babciu. Troszkę się śpieszymy, nie chcemy ci robić kłopotu. Powróż nam. Najpierw Olkowi a potem mi.
Olek się obruszył, – Najpierw ty, a potem ja. To twój pomysł. Więc niech pani jej pierwszej powróży.
-Niech go pani nie słucha, on ma być pierwszy. A ty, nie kłóć się ze mną, bo popsujesz całą zabawę.
-Dobrze nie spierajcie się dzieciaki. – Kobieta potasowała karty, podała Olkowi do przełożenia i zaczęła układać kabałę. Długo przyglądała się kartom.
-I co? I co? – Niecierpliwiła się Małgosia.
-Jeszcze chwilkę – Julia przełożyła dwie karty w inne miejsce i po chwili powiedziała:
-Olku, karty mówią ,że będziecie razem, czeka cię długie i ciekawe życie. Osiągniesz wiele sukcesów. Będziesz szczęśliwy, zrobisz wielką karierę, ale spotka cię tez wielkie cierpienie. Wyjdziesz z tego całkiem odmieniony. Zostaniesz człowiekiem o gołębim sercu. Widzę wokół ciebie dużo dzieci. Ludzie będą cię szanowali i kochali.
-A ja? – Nie wytrzymała Gosia. – Powiedz mi, co mnie czeka?
-Daj mi rękę dziewczyno – Julia założyła okulary, spojrzała uważnie na układ przecinających się linii na dłoni. Twarz jej stężała, puściła rękę, wstała i surowo powiedziała:
-Nic, nic tu nie widzę, idźcie już sobie. Jestem zmęczona.
-Jak to? Nic mi Pani nie powie?
-Nie, nie. Idźcie już sobie, ja musze odpocząć a wy spóźnicie się na zabawę. – I prawie wypchnęła ich za drzwi.
Zbliżała się godzina dziewiąta. Starszy mężczyzna siedział przy biurku i kończył nakładanie makijażu na twarz. Domalował łezkę w kąciku oka. Założył na głowę perukę i przyczepił do nosa czerwoną piłkę. Wstał, poprawił strój klauna, do obszernych kieszeni wrzucił kilka maskotek. Był gotowy. Pora zacząć codzienny poranny obchód w klinice na oddziale onkologii dziecięcej. Otworzył drzwi, na korytarzu czekali już lekarze prowadzący i czwórka stażystów.
-Dzień dobry państwu.
-Dzień dobry panie profesorze – zabrzmiało prawie chóralnie.
Tylko jedna stażystka nie odpowiedziała na powitanie. Stała z otwartymi ustami zaskoczona widokiem ordynatora.
-O, widzę nową twarz, jak pani doktor ma na imię?
-Ma…Małgorzata.
Tylko uważny obserwator zauważyłby , że po twarzy ordynatora przebiegł jakby cień.
-Miło mi, ja mam na imię Aleksander, witam na pokładzie, mam nadzieje, że będzie pani zadowolona z przebiegu stażu. Głos miał ciepły wzbudzający sympatię.
-Bierzmy się do roboty, dzieciaki czekają. Uśmiechnął się ruszył na czele pochodu w tych swoich klaunowskich czarno – białych pantoflach.
Idąca z tyłu w grupie stażystek Małgorzata troszkę speszona zapytała sąsiadkę
-O co chodzi z tym strojem. On zawsze tak?
-Tak. Dziewczyny mówiły mi, że trzydzieści lat temu zmarła na raka jego żona. Strasznie to przeżył, zwłaszcza, że nie było wtedy skutecznego leczenia i praktycznie po trzech miesiącach od wykrycia choroby ja pochował. Nie mieli dzieci. A bardzo ich pragnęli. Wtedy zmienił specjalność na onkologie dziecięcą. No i od dwudziestu lat, jak tylko został ordynatorem zakłada na obchód ten swój strój, aby umilić dzieciakom leczenie tutaj. To dusza człowiek, żyje tym oddziałem, to jego dom.
Na ścianie biblioteki pomiędzy dwoma oknami na parterze ktoś powiesił mała skromną tabliczkę. ‘Tu mieszkała szeptunka Julia. Dobra kobieta’.
Starsza pani uśmiechnęła się do siebie patrząc na to wszystko z góry…